Moja Córka zaczęła pisać bloga. Wczoraj napisała na nim, dlaczego popiera strajk nauczycieli. Tekst bardzo mnie wzruszył. Wyczuwa się w nim dumę z matki, co oczywiście jest dla mnie przyjemne. Jednocześnie jednak wyłania się z niego obraz małego dziecka, które stoi przed zamkniętymi drzwiami. Za tymi drzwiami matka poprawia uczniowskie wypracowania albo przygotowuje się do lekcji. Drzwi zamknięte są długo, zbyt długo. Dziecko wie, że nie wolno matce przeszkadzać. Dziecko wie, że to, co robi matka, jest ważne. Jednocześnie pragnie jej bliskości, która zbyt często i zbyt długo jest niemożliwa do osiągnięcia. Być może dziecku wydaje się, że praca, jakieś inne dzieci są dla matki ważniejsze, skoro poświęca im tyle czasu.
Kiedyś miałam – jako matka – wyrzuty sumienia z tego powodu, ale mimo nich nie umiałam pracować inaczej.
Teraz wiem, że być może dla dziecka ważniejszy od nieograniczonej dostępności rodziców jest wzorzec funkcjonowania w społeczeństwie, którego ci rodzice są żywym przykładem.
Moi rodzice, obydwoje, kochali swoją pracę zawodową. Pracowali dużo i długo. Mama często wyjeżdżała w delegacje. Obydwoje pracowali w kinematografii. Mama była szefową działu programowego Centrali Wynajmu Filmów. Jeździła do tzw. demoludów kupować filmy. Współorganizowała słynne konfrontacje filmowe, podczas których można było obejrzeć filmy zza żelaznej kurtyny, które nie były prezentowane w kinach. Ojciec pracował w Stołecznym Zarządzie Kin, jako ekonomista, ale w niedziele i popołudniami prowadził dyskusyjne kluby filmowe, także dla dzieci, spotkania z aktorami i reżyserami. Wygłaszał przed projekcją prelekcje o filmach.
Ich praca była fascynująca także dla mnie. W niedziele jeździłam z tatą na poranki do filmowego klubu dyskusyjnego Kubusia Puchatka, gdzie wyświetlano głównie filmy Walta Disneya. Czułam się ważna, ponieważ tata prowadził te spotkania. Prowadził także spotkania z różnymi moimi idolami, np. z Krzysztofem Musiałem, odtwórcą głównej roli w serialu telewizyjnym „Wojna domowa”.
Mama nieczęsto wracała do domu po ośmiu godzinach pracy. Najczęściej musiała zostawać po godzinach, tworząc i porządkując dokumenty albo oglądając filmy na pokazach.
Ale kiedy tylko miała wolną chwilę, chodziła ze mną do kina, teatru, opery, do Zachęty, do Muzeum Narodowego. Kiedy byłam starsza, dzięki niej miałam karnet na konfrontacje filmowe. W domu w rzadkich chwilach obecności obojga rodziców rozmawiało się głównie o filmach, ale także o książkach, które czasami ojciec lubił czytać na głos.
Cóż z tego, że zajmowały się mną początkowo bardzo nieudane nianie, kontakt z mamą i tatą miał charakter odświętny, był ważny i rozwijający.
Rodzice – w sposób niewerbalny, przykładem – nauczyli mnie, że żyje się po to, żeby być, żeby przeżywać, doświadczać… Nie mieli oszczędności, biżuterii, prawa własności mieszkania (mieszkaliśmy w mieszkaniu służbowym). Nieduże pieniądze, jakie zarabiali, woleli wydać na książki, bilety teatralne (bo kinowe mieliśmy za darmo), długie wakacje dla mnie.
Nie umiałabym wykonywać nielubianej pracy, żeby zarobić duże pieniądze. Nigdy taka myśl nie pojawiła mi się w głowie – że zarabiam zbyt mało, że być może powinnam znaleźć jakieś bardziej intratne zajęcie albo pracować mniej z powodu niskiego wynagrodzenia. Szkołę zakładałam z pragnienia wolności twórczej, nie – z tęsknoty za większą gotówką.
Praca była i jest sposobem samorealizacji, sprawdzaniem skuteczności własnego działania, szukaniem najbardziej efektywnych sposobów pracy z uczniem.
Uczeń – każdy, a zwłaszcza ten, z którym były jakieś problemy edukacyjne lub/i wychowawcze – stawał się częścią mojego życia, bardzo bliskim człowiekiem. Mój mąż-inżynier, moja córka – kulturoznawczyni, pasjonatka sportów motorowych – w związku z codziennym kontaktem ze mną, mogą występować w roli ekspertów od edukacji. W domu obowiązywał jeden główny temat – szkoła. Teraz mąż pracuje dla szkoły. Córka też, ale oprócz tego realizuje własne pasje i pomysły, związane z bezpieczeństwem w ruchu drogowym. Myślę, że nie umiałaby – dla większej gotówki – robić czegoś, co ją niewiele obchodzi. I to jest super! Umie świetnie łączyć obowiązki mamy dwojga dzieci z własną twórczą i innowacyjną pracą. Jestem z niej bardzo dumna!
Część nauczycieli pracuje dla przyjemności wykonywania tego najpiękniejszego z zawodów, przez wiele lat nie upominali się o swoje wynagrodzenia, ale to nie znaczy, że społeczeństwo powinno tolerować głodowe nauczycielskie pensje.
Naród, który nie szanuje, nie wynagradza godnie przedstawicieli być może najważniejszego z zawodów, mającego ogromny wpływ na jego – narodu przyszłość, skazuje siebie na degradację.
Dlatego jako patrioci – rodzinnie – popieramy strajk nauczycieli.