KWIETNA ŁĄKA, JAMES JOYCE I QUENTIN TARANTINO

Jakiś czas temu, w wietrzne późne popołudnie i zacinający deszcz ze śniegiem coś mnie naszło – poczułam wewnętrzny imperatyw, żeby pójść do OBI, kupić nasiona kwietnej łąki. Troszkę nasion dostałam kilka dni wcześniej od Renatki i to one zapewne zainspirowały mnie, żeby oczami wyobraźni ujrzeć miejsca na działce, porośnięte różnokolorowymi, łąkowymi kwiatuszkami. Potem był weekend z targami edukacyjnymi i dniem otwartym, na skutek czego dopadła mnie infekcja, na którą nałożył się gigantyczny stres, spowodowany nagłym odejściem z pracy koordynatorki IB DP. Kilka dni miałam gorączkę i podwyższone ciśnienie. Leżałam plackiem w łóżku (Wybacz, Bartku, że przywołuję stan swojej fizyczności :)). W takim odmiennym stanie świadomości sięgnęłam po „Ulissesa” Joyce’a. Przypomniałam sobie swoją studencką fascynację strumieniem świadomości pani Bloom, odnalazłam ten fragment. Czytałam w absolutnym zachwycie. Nagle doznałam coś w rodzaju szalonej iluminacji. Poczułam, jak wiele wspólnego ma ten tekst z twórczością Quentina Tarantina. Ta sama nieokiełznana wolność twórcza, żonglowanie cytatami kultury, nowatorskie podejście do artystycznego tworzywa, niezwykła, błyskotliwa, pełnokrwista wyobraźnia. Zapragnęłam, żeby Quentin Tarantino nakręcił jeszcze jeden film (odgrażał się, że ten, nad którym obecnie pracuje, będzie jego ostatnim) – oparty na motywach „Ulissesa”. Parametry mojego ciała zapewne jeszcze wzrosły, gdy zaczęłam się zastanawiać, jak zdobyć kontakt do reżysera i go do tego namówić. Zaświtał mi nawet jakiś pomysł… Na szczęście leki zaczęły działać. Temperatura i ciśnienie spadły. Odpuściłam Joyce’owi i Tarantino.  Mogłam w końcu pojechać do wiejskiego domu.

A tam – wiosenne, ptasie szaleństwo i … wielki siew. Dawno nieużywane narzędzia ogrodnicze w akcji. Połowa nasion, tych bardziej odpornych na przymrozki, już w ziemi. Trzydzieści sześć i sześć. 128/63. Mięśnie przyjemnie poruszone. Kaszel minął. Dusza uśmiecha się do wiosennego słońca :).

Leave a Reply