JESZCZE NIE KONIEC ŚWIATA

Czasami mam wrażenie, że świat się kończy….

Często to słyszę… Czasami sama mówię…

Zwłaszcza, gdy zdarzy mi się oglądać telewizję, przeglądać prasę codzienną lub tygodniki.

Ostatnio podczas rady pedagogicznej – gdy trzy godziny zastanawialiśmy się nad zapisami w statucie szkoły. Żeby stał się naszą tarczą. Ochronił przed jakimś mistrzem spod znaku Temidy. Takim z najwyższej półki, który słynie z łatwości przekonywania za pomocą paragrafów, że śnieżnobiałe jest kruczoczarne lub odwrotnie. Robi to z lekkością i bez żadnej żenady. Uważa, że do tego służy prawo. I że jak będzie chciał, zawsze znajdzie na każdego jakiś paragraf, który pogrąży, przyszpili, nadszarpnie tego, który np. nie postawi oczekiwanej oceny, nie da promocji za nic, nawet za pieniądze, które przecież rządzą światem.

Więc zamiast analizować sytuacje życiowe uczniów i dyskutować nad sposobami pomagania, wspierania, mobilizowania, stymulowania poświęcamy nasz czas i energię na udoskonalanie, uszczelnianie zapisów w naszym szkolnym prawie, które ma nas obronić przed manipulatorami. Wtedy myślę – świat się kończy.

Myślę – koniec świata – również, kiedy widzę dzieci z elektronicznymi gadżetami w rękach. Nieobecne, nieprzytomne, reagujące frustracją, gdy się je odrywa od święcących monitorów. Młodych ludzi, którzy nie wiedzą, że mówi się „dzień dobry”, że wyjmuje ręce z kieszeni podczas rozmowy, że nie rozmawia się z nogami na stole, w pozycji półleżącej, że nie zostawia po sobie puszek, butelek, papierków, kartoników itp.

Kiedy jednak oglądam spektakle wykonane przez uczniów, rozmawiam o ich planach na przyszłość, czytam ich prace – zdarza się, że wyjątkowo dojrzałe i mądre, oglądam uczniowskie debaty, słucham, jak pięknie potrafią prowadzić szkolne imprezy, myślę – „Jest nadzieja”.

Kiedy obserwuję przedszkolaków i uczniów naszej szkoły podstawowej, jak szybko uwewnętrzniają profil ucznia IB, jestem pewna – „Jest nadzieja”.

Dzisiaj także pomyślałam – „Jest nadzieja!”

Rozmawiałam z nastolatką. Wróciła właśnie z zagranicy. To normalne wśród naszych uczniów. Dalsza część rozmowy była jednak sporym zaskoczeniem. U nas mówi się o wakacjach na Hawajach lub innych wyspach, jak najbardziej egzotycznych… To jest norma… A tymczasem wysłuchałam opowieści o ulubionych wakacjach, w tym samym miejscu od zawsze, z babcią, rodzicami i rodzeństwem, na Mazurach, w jednoizbowej chacie, nad jeziorem, bez bieżącej wody i nawet bez elektryczności… Bez Internetu i telefonu… Była to opowieść pełna zachwytu i przeświadczenia, że takie wakacje są najlepsze…

Jest nadzieja!

 

 

Leave a Reply