HYMN MOJEJ MIŁOŚCI

We wtorek zmarła Tina Turner. Dzisiaj mój genialny nauczyciel gitary nauczył mnie grać „The Best”. Nie obeszło się bez szlochów – z tęsknoty i ze szczęścia jednocześnie.

Piosenki Tiny Turner towarzyszyły naszemu związkowi przez bardzo wiele lat. W latach dziewięćdziesiątych bawiliśmy się dużo. Przeboje „Tonight” (duet Tiny Turner z Davidem Bowie’m) i „The Best” sprawiały, że przerywaliśmy rozmowy, żegnaliśmy się z chwilowymi tanecznymi partnerami i zawsze spotykaliśmy się na parkiecie. Dodatkowo „The Best” odczuwałam zawsze jako moją własną pieśń do Jurka – hymn mojej do niego miłości, a sceniczną ekspresję Tiny Turner – jako moją własną miłosną ekspresję. Tej miłości towarzyszyły przez czterdzieści cztery lata i cztery miesiące – poza czułością, namiętnością i przyjaźnią – także zachwyt i podziw. Zachwycałam się i podziwiałam Jurka wielki optymizm, jego jeszcze większą odwagę, niezwykłą życiową aktywność, wielość zainteresowań, pasji i umiejętności. Uważałam od momentu spotkania w 1976 roku i wciąż uważam, że miałam niezły fart w życiu, spotykając takiego mężczyznę, jacy się nie trafiają – niegrzecznego chłopca o gołębim, czułym sercu. Tak jak w piosence – „Take my heart and make it strong, babe…” – wziął moje nadwrażliwe i lękliwe serce, i uczynił je mocnym i dzielnym. Dzięki niemu teraz – zamiast rozsypać się w nicość – odczuwam  metafizyczną radość grając na gitarze nasze ulubione utwory! I nie ukrywam – czasami trudno mi opanować szloch – z tęsknoty i ze szczęścia jednocześnie!

Leave a Reply