HAPPENING Z PREZYDENTEM

Dzisiaj w warzywniaku miałam miłe spotkanie z Włodzimierzem Paszyńskim. Włodzimierz Paszyński jest nauczycielem polonistą. Obydwoje lubimy historie o Kubusiu Puchatku i spore ich fragmenty znamy na pamięć. Współtworzył oświatę niezależną w Polsce. Pierwszy z nim kontakt miałam w maju 1992 r. Był wtedy kuratorem oświaty. W Państwowej Szkole Baletowej im. Romana Turczynowicza, w której właśnie kończyłam pracę, trwały matury. Dyrektor nie wpuścił na salę spóźnionego ucznia Tomka, którego byłam wychowawczynią. Kiedy zorientowałam się, że winę za spóźnienie  ponosi szkoła (był błąd w wywieszonym harmonogramie matur, a Tomek dojeżdżał do szkoły z Łodzi), zadzwoniłam … do kuratora oświaty, który polecił dyrektorowi, by pozwolił abiturientowi przystąpić do egzaminu. Gdyby spojrzenie mojego byłego szefa mogło zabijać, już by mnie nie było…

Potem jesienią tego samego roku spotkaliśmy się pierwszy raz. Kurator Oświaty osobiście prowadził spotkanie dla wszystkich dyrektorów liceów warszawskich – zarówno publicznych, jak i niepublicznych. Nigdy nie zapomnę tego zebrania. Mówił wtedy, że oświata publiczna i niepubliczna stanowią jedność, i będą traktowane tak samo. Nawiązywał do tradycji z międzywojnia, kiedy to wielu profesorów akademickich, autorów podręczników pracowało w szkołach średnich. Mówił, że dyrektor liceum w hierarchii społecznej znajduje się na poziomie burmistrza.

Potem niestety było już tylko gorzej. Wielokrotnie przez różnych burmistrzów, walcząc z nimi o zachowanie siedziby dla szkoły, traktowana byłam jak żałosna „petentka-prywaciara”, a nie dyrektor placówki oświatowej, posiadającej uprawnienia szkoły publicznej.

Na szczęście był Włodzimierz Paszyński, przez dwanaście lat wiceprezydent Warszawy od spraw oświatowych. Wielokrotnie ratował nas z opałów. Dzięki niemu nie straciliśmy – i to wielokrotnie! – siedziby przy ul. Abramowskiego 4. Raz – z miesiąca na miesiąc – chciano nas pozbawić lokalu przy ul. Górskiej 7. Zawsze skutecznie reagował na moje rozpaczliwe maile.

Tak więc gdy dzisiaj w niepozornym zamaskowanym mężczyźnie kupującym przede mną truskawki rozpoznałam naszego wielokrotnego zbawcę, zawołałam radośnie ”Dzień dobry, Panie Prezydencie!” Nie rzuciliśmy się sobie w objęcia tylko z powodu pandemii, życząc sobie natomiast wiele zdrowia, wytrwałości, nadziei i wszystkiego najlepszego.

Kiedy prezydent, niepozorny i przygarbiony, w koszulce z krótkim rękawkiem, przesuwał się w stronę drzwi, odprowadzały go liczne zdziwione spojrzenia klientów i sprzedawców. Wszak „prezydent” to teraz bardzo gorący temat 🙂

Leave a Reply