Wczoraj – dzień otwarty na Stępińskiej… Przyszło dużo miłych i bystrych dzieci. Także – nasze wnuczęta. Duma i wzruszenie! Ponadto odwiedziło nas wielu sympatycznych rodziców kandydatów. Dziękujemy! „Załoga Stępińskiej” zorganizowała i przeprowadziła spotkanie tak, jak na to zasługuje nasza szkoła – radośnie i profesjonalnie.
Wczoraj i dzisiaj – emocje związane z półfinałem Polish Schools Debating Championships. Zajęliśmy trzecie miejsce w Polsce. Dwoje naszych uczniów – Paulina Bogusz z klasy III DP i Szymon Podpora z klasy II DP zakwalifikowało się do zespołu, z którego 7 marca br. zostanie wyłoniona drużyna narodowa (międzyszkolna). Paulina jest bardzo doświadczoną mówczynią. Dwukrotnie podczas Turnieju Debat Historycznych zdobyła puchar dla najlepszego mówcy. Przyczyniła się także do drużynowych zwycięstw naszych licealistów w Turnieju Debat Historycznych i w Warszawskiej Lidze Debatanckiej. Szymon bierze udział w debatach od ubiegłego roku szkolnego. Jest bardzo chwalony przez naszych nauczycieli – opiekunów drużyny. Będziemy za Was – Paulinko i Szymonie – trzymać kciuki! Ale już teraz gratuluję i ogromnie się cieszę z Waszego wielkiego sukcesu! Zawsze – gdy tylko mam okazję słuchać potyczek debatanckich licealistów z Monneta – jestem pod dużym wrażeniem ich kultury i klasy! Doceniam zwłaszcza fakt, iż ich wystąpienia pozbawione są agresji i elementów poniżających przeciwnika, co niestety nie jest powszechne. Dziękuję wszystkim nauczycielom, którzy wspierają naszą drużynę przed debatami, zwłaszcza historykom – Katarzynie Asłanowicz i Jakubowi Lorencowi.
Uczucie radości narażone jest od tygodnia na ciężką próbę – media szaleją, strasząc pandemią.
No ale przecież – jak ktoś kiedyś inteligentnie powiedział – życie jest (czy nam się to podoba, czy nie) śmiertelną chorobą, przenoszoną drogą płciową.
Przypomina się czwartkowe spotkanie bardzo cool(turalne), którego gościem była Katarzyna Lengren, malarka, scenografka, felietonistka; córka Zbigniewa Lengrena, rysownika, satyryka, twórcy m. in. Profesora Filutka. Osoby z mojego pokolenia świetnie pamiętają ten pierwszy satyryczny komiks z tygodnika „Przekrój”.
Katarzyna Lengren podczas spotkania opowiadała o swojej rodzinie. Mówiła, jak ważne w codziennym życiu Lengrenów było poczucie humoru. Przywołała sytuację, gdy jej już ponad osiemdziesięcioletni ojciec, przewlekle chory, leżał w szpitalu, czekając na kolejną operację. Jej wynik był bardzo niepewny. Rano w dniu operacji córka odwiedziła satyryka. Zastała go płaczącego … ze śmiechu. Kiedy zdziwiona zapytała go o powód radości, usłyszała, że właśnie przeczytał swój dzienny horoskop. Dowiedział się z niego, że zbyt długo nie odwiedzał swoich rodziców i dzisiaj powinien to uczynić.
Pomimo takiego horoskopu przeżył jednak jeszcze i tę operację… Czego również nam wszystkim życzę 🙂
W piątek zadzwonił do mnie jeden z dyrektorów z Biura Edukacji. Poinformował, że nasza szkoła ma zielone światło i może uczestniczyć w Wymianie Młodych Ambasadorów: Warszawa – Tajpej. Hurra!!! Powiedziałam, że mam nadzieję, że do czerwca sytuacja epidemiologiczna na świecie uspokoi się… Pożegnał mnie wymownym: „Arrivederci!”. Chichotałam przez kilka minut…
Od zawsze imponują mi autorzy okupacyjnych zakazanych piosenek… i dowcipów z cyklu – czarny humor…
A także ludzie, którzy potrafią śmiechem rozładowywać napięcie w różnych sytuacjach. Pamiętam taką scenkę. Jestem na pierwszym roku polonistyki. Czekam z innymi osobami na egzamin z gramatyki opisowej języka polskiego. Materiał obszerny. Egzaminator wymagający. Sesja letnia na pierwszym roku była tak naprawdę selekcją – wielu studentów musiało po niej odejść z wydziału. Siedzimy więc na wąziutkim, w dodatku – zagraconym szafami korytarzu i coraz bardziej popadamy w panikę. Po prostu – trzęsiemy się, zamieniamy w przerażoną, odmóżdżoną galaretę. Trzęsę się chyba najbardziej ze wszystkich. Wtedy kilku kolegów z grupy robi rzecz mało subtelną, lecz na pewno szokującą, zważywszy, że akcja dzieje się na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Przesuwają jedną z szaf i stawiają ją na drzwiach, za którymi pracują jacyś ludzie. Panika zamienia się w głupawkę. Niemal tarzamy się po podłodze. Boże, a jak ktoś spróbuje otworzyć zastawione drzwi?! Po chwili chłopcy przesuwają szafę na miejsce. Za moment ktoś wychodzi przez unieruchomione jeszcze przed chwilą drzwi. A nas po prostu roznosi napad śmiechu… Z trudem udaje mi się opanować, kiedy nadchodzi moja kolej… Egzamin zdajemy, nie najgorzej.