CZEGO MNIE NAUCZYŁA II WOJNA ŚWIATOWA

Urodziłam się w Warszawie 17 stycznia – 9 lat od zakończenia niemieckiej okupacji stolicy Polski, a 15 lat po jej rozpoczęciu.

Osiemdziesiąta rocznica wybuchu II wojny światowej w przeddzień inauguracji nowego roku szkolnego zupełnie wytrąciła mnie z radosnego nastroju, jaki sobie zadałam – jak zawsze na przyjęcie uczniów w szkole po wakacjach.

Tyle lat po tej światowej tragedii! W dodatku nie przeżywałam jej przecież bezpośrednio… Wojna wpisała się jednak w moje życie bardzo mocno. Mocniej niż mi się wydawało, sądząc po moich wczorajszych i dzisiejszych emocjach – jakimś smutku i jakimś zalęknieniu. Ślady wojny otaczały mnie, od kiedy tylko sięgam pamięcią. Warszawa była szara, brudna, częściowo w ruinie. Prawie na każdym domu widoczne były ślady kul. Na bardzo wielu domach – tablice upamiętniające miejsca kaźni Polaków. Kiedy wyjeżdżałam na wakacje, w lasach straszyły końskie szkielety, okopy i porzucona broń, a nawet – amunicja. No i były bardzo silne emocje, związane z rodzinnymi opowieściami. Zwłaszcza wychowującej mnie cioci-babci i babci, siostry tej pierwszej. Babcia opowiadała bardzo ekspresyjnie, onomatopeicznie. Unaoczniała opisywaną sytuację. Mój tata nigdy nie opowiadał. Wiedziałam, że był więźniem obozu koncentracyjnego Mauthausen-Gusen. W związku z tym odczuwałam przymus wewnętrzny, żeby – kiedy już nauczyłam się czytać – docierać do jak największej liczby materiałów o nazistowskich obozach.

Przeczytałam różnych tekstów w swoim czasie naprawdę sporo, oglądałam filmy – fabularne i dokumentalne.

Wpędziłam się w różne niedobre stany. Miałam obozowe sny.

Potem dowiedziałam się, że tak mają dzieci byłych więźniów.

Straciłam wtedy, dosyć wcześnie, naiwne przekonanie, że autorami całego zła na świecie są jacyś zwyrodnialcy, bezduszni sadyści, psychopaci – naziści, Niemcy, SSmani, Sowieci, jednym słowem – „inni”, „obcy”, prostaccy żołdacy, nie do wyobrażenia okrutni, zupełnie inni od nas samych.

W trakcie tych różnych lektur poznałam m. in. przyzwoitych ludzi, kochających ojców i mężów, inżynierów, którzy projektowali komory gazowe, jak najbardziej ekonomicznie, wyliczając, ile zmieści się w nich mężczyzn, kobiet i dzieci. Kierując się względami ekonomicznymi, projektowali także krematoria, stale je udoskonalając. Dlaczego brali się za taką robotę… Wierzyli albo – udawali, że wierzą w propagandę państwową. Ich praca była nie tylko legalna, ale wręcz pożądana, nagradzana, dobrze opłacana. Działali w interesie narodu, dla dobra państwa, które potrzebowało przestrzeni i musiało „wyczyścić” terytorium m. in. Polski z jakichś podludzi, zdolnych jedynie do najbardziej prymitywnych form egzystencji.

Tak więc na początku najbardziej barbarzyńskich czynów jest niewinne SŁOWO. Ideologia, która jednych czyni godnymi, innych – niegodnymi, by mieć prawa, by być wolnym, by żyć. Ideologia głoszona przez większość staje się prawem, racją stanu, patriotycznym obowiązkiem, dobrem najwyższym. Jej wcielanie w życie jest pożądane przez władzę, nagradzane, umożliwia robienie kariery, godne, dostatnie życie, przynosi honory i zaszczyty. Daje władzę. Można szybko awansować. Dać szansę swoim dzieciom na lepszy los. Ci, którzy nie mają własnego systemu wartości, tzw. kręgosłupa moralnego, dają się wciągnąć w tę grę. Granica hipokryzji, samooszukiwania się przesuwa się w nieskończoność. Żandarm, który nie zabije, doprowadzonego przez ludzi, żydowskiego dziecka, sam zostanie rozstrzelany i skaże swoje dziecko – dokładnie w tym samym wieku – na nędzę i być może śmierć. Inżynier, który odmówi wykonania rządowego zlecenia na tworzenie jakichś machin do zabijania, może być potraktowany jak element wywrotowy, antyrządowy i sprowadzić nieszczęście na swoich bliskich. Czynią więc zło dla własnego dobra, dla własnej kariery, dla bezpieczeństwa swoich bliskich, oszukując się, że ich działanie jest dobre.

Zwyrodnialców i sadystów w populacji jest garstka. Nie wywołaliby żadnej wojny. Nie doprowadziliby do żadnego ludobójstwa. Drożdżami dla zła są oportunizm, interesowność, koniunkturalizm, konformizm, uległość.

Musimy o tym pamiętać wychowując własne dzieci! Krytyczne myślenie, niezależność sądów, bezkompromisowość etyczna, odwaga, asertywność są cechami, które zarówno domy, jak i szkoły powinny wzmacniać i pielęgnować.

Dla dobra świata i naszych potomków.

Tego mnie uczy II wojna światowa.

Leave a Reply