CZASAMI CHCEMY IŚĆ NA CAŁOŚĆ…

Dzisiaj nasza córka została morsem. Po kilku tygodniach przygotowań weszła do Jeziorka Czerniakowskiego. Przypomniało nam się, jak wiele lat temu skakała ze spadochronem… Tak jak chciała, sama, bladym świtem pojechała na jakieś lotnisko koło Włocławka, czy też – Płocka, nie pamiętam. A my czekaliśmy – w nerwach – na telefon, spacerując po Lesie Kabackim. Pamiętam, na jakiej ścieżce byliśmy, gdy wreszcie zadzwonił. Ufff! Potem z wypiekami na twarzy słuchaliśmy relacji, jedząc obiad i patrząc na rumianą twarz i przedziwnie spionizowane włosy.

Moim najbardziej ekstremalnym zachowaniem w dawnych czasach było chodzenie po rozżarzonych węglach. Euforyczny stan mocy wewnętrznej! Podobnie przyjemny stan – krzyk i przełamanie deski dłonią podczas warsztatów WenDo, które kiedyś organizowaliśmy dla uczennic w trakcie „zielonej szkoły” w liceum. Także – joga, a zwłaszcza – stanie na głowie. Kiedy byłam mała, lubiłam ścigać się jadąc na motocyklu z moim tatą. Nie był zbyt rozsądny…

Czasem potrzebujemy mocniejszych emocji… Rezygnujemy z rozsądku…

Teraz – trochę inny obszar…

Wczoraj oglądaliśmy świetny film Michała Rosy – „Piłsudski”, z genialną rolą Borysa Szyca! Postać Piłsudskiego – nie ukrywam – jest mi bardzo bliska. Uważam, że bez niego Polska nie zaistniałaby w XX wieku na mapach Europy. To, że istnieje, jest dla mnie ważne. Kreacja Borysa Szyca wstrzeliła się w moje intuicyjne wyobrażenie osoby Marszałka.

Polskiego państwa nie było. Ludzie mieszkający w zaborze rosyjskim żyli w większości spokojnie, niektórzy robili interesy, spędzali czas w kawiarniach. Niewola była przewidywalna. Większość społeczeństwa nie dążyła do czynów gwałtownych, nie chciała zmian. Nie wierzyła, że przywrócenie suwerennego państwa jest w ogóle możliwe, czy nawet – jakoś prawdopodobne. W życiu Piłsudskiego też nastąpił taki czas, że chciał w końcu spokoju u boku żony.

No, ale czasem wystarczy czyjeś jedno słowo, niechętne Polsce i Polakom, że chce się iść na całość… Tak się stało w przypadku Piłsudskiego…

No i dobrze… Zawsze może się zdarzyć coś – niejasnego, trudnego do przewidzenia, że zaczniemy mieć dość. Dobrze znanej niewoli. Dobrze znanej głupoty. Dobrze znanej beznadziei.

I odrzucamy bezpieczeństwo, spokój i nagle – musimy iść na całość. Budzi się w nas risk-taker. Nasze życie nabiera koloru, przyśpieszenia, prowadzi w niepokojące nieznane…

Leave a Reply