BZY

Kiedy byłam mała, zawsze w porze kwitnienia bzów odwiedzałam z rodzicami Ogród Botaniczny przy Alejach Ujazdowskich. Czasami wiosną rodzice wysyłali mnie z ciocią Janką do Góry Kalwarii, do majątku państwa Grędzińskich. Tam też była cała alejka obsadzona lilakami. Pod nimi kwitły tulipany.

Wiosny z Jurkiem zawsze upływały pod znakiem bzów. W rodzinnym domu Jerzego w Międzylesiu był duży ogród, a w nim – kilka pokaźnych krzewów, kwitnących na biało i w różnych odcieniach fioletu.

Od 2005 do 2018 r. jedną z siedzib naszej szkoły był budynek przy ul. Abramowskiego 4. Tam też w porze matur przez okna wdzierał się oszałamiający zapach bzowego kwiecia. Podczas – do bólu wczesnych! – godzin oczekiwania na kuriera, który rozwoził do liceów maturalne materiały, nie tylko rozkoszowałam się boskimi zapachami, ale także słuchałam wiosennych ptasich treli.

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku przeprowadziliśmy się z bloku do segmentu. W ogródku – przygnieciony śmieciami – leżał biały bez. Pomimo nieciekawego położenia – kwitł! Jurek kupił linki i śledzie do namiotu. Postawił krzew i rozpiął na linkach. Bez wyraźnie był z tego zabiegu zadowolony. Rozrósł się, zmężniał i co roku kwitnie na potęgę. W maleńkim ogródku dosadziliśmy kolejnych sześć krzewów tego gatunku. Właśnie nabierają kolorów. Za moment rozpocznie się bzowe szaleństwo!

A dopiero co przekwitły dwie magnolie…

Leave a Reply