Intensywny, niezwykły weekend… Po pierwsze – pod znakiem Agnieszki Osieckiej… Bo w samochodzie na trasie: Warszawa – Supraśl, Supraśl-Warszawa słuchanie wyłącznie jej piosenek, a wieczorem – oglądanie kolejnych odcinków serialu o niej. Wciąż i wciąż – niezwykłe poczucie bliskości z jej poezją.
Po drugie – pod znakiem różnych świętych, pielgrzymów, jasnowidzów, proroków, oświeconych uzdrowicieli – z terenów białostocczyzny ubiegłego wieku oraz nawiązującego do tej tradycji Teatru Wierszalin, a także Wacława Niżyńskiego, który był głównym bohaterem spektaklu „Bóg Niżyński”. Teatr Wierszalin założony w Supraślu w 1991 r. przez Piotra Tomaszuka… Chcieliśmy z Jurkiem do niego trafić, ale totalnie uzależnieni od Crico 2 Tadeusza Kantora, a jeszcze bardziej od Gardzienic Włodzimierza Staniewskiego jakoś nie znaleźliśmy już energii, żeby pielgrzymować teatralnie pod Białystok. Teraz namówiła mnie Ewa, żeby tam jechać. Warto było – pełen profesjonalizm, spektakl przemyślany w każdej sekundzie, wyrafinowany, głęboki. Postać genialnego tancerza, żyjącego na styku wielkiej sztuki i obłędu, po mistrzowsku została zagrana przez Rafała Gąsowskiego. W sposobie prowadzenia aktorów widoczne są delikatne nawiązania do sztuki Kantora…
Po trzecie – pod znakiem ikon… Ikony zawsze robiły na mnie duże wrażenie. Uwielbialiśmy z Jurkiem odwiedzać w miejscowości Radruż koło Horyńca przepiękną, drewnianą cerkiew obronną z XVI w., a w niej podziwiać cudowny ikonostas i sakralne malowidła ścienne. Kiedyś, gdy przez kilka lat prześladował mnie donosiciel, dręczyciel-nienawistnik, nosiłam w torebce malutką ikonę Matki Bożej Łagodzącej Złe Serca, ofiarowaną mi przez kochaną Elę Rakowską… Teraz obrazek wisi już spokojnie na ścianie. Ukochałam także ikonę z wizerunkiem św. Jerzego na koniu, walczącego ze smokiem. Broni mnie teraz przed trudami samotnego życia. W Muzeum Ikon w Supraślu byliśmy z Jurkiem jakiś czas temu. Korzystając z wyprawy do Teatru Wierszalin, odwiedziłam z Ewą tę cudowną, nowoczesną ekspozycję starych malowideł jeszcze raz. Wrażenia „przebiły” te, których doświadczałyśmy w teatrze. Czas stanął. Odnalazłam Matkę Boską Łagodzącą Złe Serca oraz wizerunki św. Jerzego. Zatrzymałam się przy serafinach, cherubinach, aniołach i archaniołach. Z przyjemnością spędziłam dłuższą chwilę w salce Jerzego Nowosielskiego.
Po czwarte – pod znakiem kontaktu z naturą… Co prawda Puszcza Knyszyńska wzorem wszystkich polskich rezerwatów przyrody jest już puszczą tylko z nazwy – zamieniona została w miejsce, w którym prowadzona jest tzw. „gospodarka leśna”, polegająca na wyrębie wszystkich starych drzew i pozyskiwaniu drewna dla przemysłu i na eksport. Jest to smutne, bo przez cały czas w Puszczy Knyszyńskiej pracuje ciężki sprzęt, ścięte grube, zdrowe drzewa piętrzą się przy wyrąbanych szerokich duktach, zniechęcając do spacerów i działając bardzo przygnębiająco. Pomimo to udało nam się napotkać jelonka i młodego lisa, a także – całe mnóstwo skrzydlatej braci. Wierzę w moc przyrody. Mam nadzieję, że gdy tylko człowiek spotka się z własnym rozumem i przestanie niszczyć dobro narodowe, ta szybko odrodzi się i zregeneruje.
Po piąte wreszcie – pod znakiem dnia matki… Mama, zadowolona, świętuje, siedząc na kanapie w ursynowskim domu 🙂 Córka, mimo że w dalszym ciągu w Meksyku, wciąż bliżej i bliżej… Ale to już dwie kompletnie inne historie…
*** Cytat z: Włodzimierz Pawluczuk, Wierszalin. Reportaż o końcu świata, Supraśl 2008, s. 25.