Dzięki ci, Polano Jakuszycka za śnieg w czasie tegorocznych ferii!
Zazwyczaj w Jakuszycach było więcej słońca niż w Szklarskiej Porębie. W tym roku – odwrotnie. I chwała Bogu!
Jest tak, jakby jakiś anioł zasłonił skrzydłem królestwo narciarzy biegowych, nie dopuszczając promieni słonecznych. Dzięki temu na Polanie Jakuszyckiej jest śnieg! Jeździmy na niej w kółko.
I nawet powstało zdjęcie, na którym… jakby anioł…
Troszkę brakuje nam pięknych widoków na malowniczych, jakuszyckich szlakach biegowych… Ale cóż… Nie ma co narzekać. Na szlakach lód i wystające korzenie. A na Polanie można bezpiecznie sunąć.
Kochane biegówki!
Uczyliśmy się na nich jeździć w 1977 r. W Szklarskiej Porębie. Z książeczką w rodzaju: „Narty biegowe w 7 dni”. Najbardziej mrożąca krew w żyłach historia z tego okresu. Narty na nogach drugi, trzeci dzień. Jedziemy jakąś ścieżką – ja pierwsza, mąż za mną. Nagle wyjeżdżamy na stok – szlak okazał się prostopadły do szrenickiego „Puchatka”. Zjeżdżamy więc „Puchatkiem”, który przecież najłatwiejszy. Okazuje się jednak, że w tym dniu oblodzony, z muldami, a nasze biegówki drewniane, bez metalowych krawędzi. Próbuję hamować – bez skutku. Zbliżam się w przerażającym dla mnie tempie do kolejki ludzi, którzy chcą kupić bilet na wyciąg. Słyszę za sobą: „Usiadź, usiądź!”. I hamuję… na pupie czując na sobie spojrzenia zaniepokojonych kolejkowiczów.
Era biegówkowa trwała do urodzin naszej córki. Potem nastąpiła przerwa w aktywności narciarskiej aż do czasu, gdy Kasia dojrzała do nart.
Najpierw wyposażyliśmy ją w sprzęt i zafundowaliśmy lekcje. Sami spacerowaliśmy pod Szrenicą, wypatrując na „Puchatku” małej narciarki i jej instruktora. W kolejnym sezonie uczyliśmy się sami w Białce Tatrzańskiej. Naszym instruktorem był góral o nazwisku Król. Kazał trzymać „kolanka k sobie” i „lekutko” przenosić ciężar ciała z prawej nogi na lewą i odwrotnie. Uczynił ze mnie mistrzynię stoku w jeździe pługiem. W każdym miejscu oblodzonej, nierównej trasy zjazdowej umiałam zatrzymać się w bezpiecznym, szerokim pługu. Bardzo mi się to spodobało.
Kolejne zimowe sezony dostarczały nam wiele radości na różnych stokach – mężowi na „czarnych” trasach, mnie na najłatwiejszych, „niebieskich”.
Po pobycie we włoskich Dolomitach wzrósł mój krytycyzm wobec przygotowania stoków w Polsce. Coraz bardziej drażniły dyskotekowe rytmy, zapach grzanego piwa z sokiem malinowym i grupy młodych mężczyzn szalejących na snow-boardach, rozgrzanych dodatkowo promilami. Przypomnieliśmy sobie o biegówkach. Zachwycił nas nowoczesny sprzęt. Odkryliśmy malownicze, ciche trasy biegowe w Jakuszycach. I tak do dziś, choć ostatnio na „naszych” trasach coraz bardziej tłoczno – dzięki Justynie Kowalczyk biegówki stały się w Polsce modne.