ALLELUJA!

MIŁOŚĆ I NADZIEJA

Z wnuczętami spotykam się na ogół w każdą sobotę. Kiedy w Wielką Sobotę odbieram połączenie z Meksyku, widzę samą Tosię. Okazuje się, że Tadzio poszedł z tatą na bazar i jeszcze nie wrócił. Czytam więc ulubione bajeczki wnuczki. Lektura często przechodzi w nietypowy dialog. Na przykład wykonujemy przed ekranem dziwne ruchy dłońmi – Głaszczę cię teraz, babciu! – Głaszczę cię teraz, Tosiu. – Zawołaj, babciu, Luncię. Wołam suczkę, która grzecznie podchodzi do laptopa. – Teraz głaszczę Luncię! – Kocham cię, babciu! – Ja też bardzo cię kocham, Tosiu! – Luncię też kocham! W jakimś momencie, widząc wielkie uśmiechnięte oczy i uroczą buzię, nie potrafię się powstrzymać i bardzo niepedagogicznie mówię – Jakaś ty śliczna, Tosiu! Dziewczynka nieruchomieje. Duże oczy stają się jeszcze większe, buzia jeszcze bardziej promienieje. Rozbawiona słyszę – Ty też jesteś śliczna, babciu! – Może kiedyś byłam, teraz jestem stara. – Nieprawda. Jesteś śliczna. Naprawdę! Toczą się takie miłe, kobiece dialogi o uczuciach, przerywnikami jest lektura bajeczek. – No, czytaj, czytaj! Po półgodzinie pojawia się wnuczek. Klimat spotkania zmienia się radykalnie. Znajdujemy się raptem na budowie domu w Grzegorzewicach. Rozmawiamy na przykład o tym, co to są tynki, jaki jest ich skład, jak się je kładzie i jaka to jest trudna i odpowiedzialna praca. Tadzio pyta o kolejne etapy. O zbiornik na deszczówkę i rozprowadzenie wody do roślin. O przydomową oczyszczalnię ścieków. Autentycznie zachwyca się kamienną podłogą. Pamięta, żeby podziękować za zdjęcia z budowy, które mu wysłałam, i pokazuje je siostrze. Kilkakrotnie komentuje piękno kamienia na podłodze. Obydwoje dopytują się o swoje pokoje, czy już są gotowe. – Jeszcze nie. – A kiedy będą? – I pamiętasz o antresoli i domku dla lalek? – Pamiętam, ale czy będą wam jeszcze potrzebne? Może będziecie już duzi, kiedy wrócicie do Polski, i nie będziecie się już bawić lalkami, i nie będziecie się wspinać na siatkową antresolę? – Będziemy, będziemy! Koniecznie, babciu, zrób antresolę i domek dla lalek! Na pewno będziemy się nimi bawić! Zrobisz? – Zrobię!

WAŻNA OBECNOŚĆ

Kiedy przemieszczam się po pustym domu, mam wrażenie, że chodzimy razem. Jurek obok mnie, krok w krok. Tak jakby w przestrzeni – ograniczonej i ściśniętej futryną drzwi lub ścianami korytarza – energia gęstniała w mleczno-granatową chmurę w kształcie znajomej sylwetki. Widzę ją kątem oka. Czuję za plecami.

ZALEGANIE NA TARASIE

Nie mogę teraz chodzić na długie spacery. Luna kilka dni temu zaczęła kuleć. Weterynarz – po dokładnym badaniu – na szczęście nie stwierdził żadnej opuchlizny, skaleczenia ani bolesności. Na wszelki wypadek przez najbliższe dwa tygodnie kazał jednak ograniczyć ruch do minimum, a już na zawsze – niestety – wyeliminować ze spacerów dzikie pogonie za piłeczką, a zwłaszcza – łapanie jej w locie. W związku z tym zamiast długiego i szybkiego marszu pod Lasem Kabackim, wylegiwałyśmy się na słońcu w ogródku. W jego promieniach też był Jurek. „Łapanie słońca”, zwłaszcza – wczesną wiosną, było naszym wspólnym ulubionym zajęciem od zawsze. No i ptaki… W ogródku jest ich dużo. Świąteczny minimalny ruch uliczny powoduje, że chętniej śpiewają. Miałam więc dwudniowy ptasi koncert. W takie ptasie gadanie zawsze włączał się Jurek, który świetnie imitował rozmaite głosy skrzydlatych braci mniejszych. Teraz też miałam wrażenie ich wspólnego dialogu…

Alleluja!

Leave a Reply