WIEWIÓRECZKA

Zahipnotyzowana patrzę. Na południowym skraju turkusowo-szmaragdowej polany trwa popis – hopsasa z gałezi na gałąź lub – jak błyskawica – pionowo po pniu z dołu na sam wierzchołek i potem odwrotnie, z wierzchołka na dół. I radosne susy na stosie gałęzi… I znów z gałęzi na gałąź – leciutko, delikatnie, z gracją… I wiem, po prostu wiem, że to jest przedstawienie specjalnie dla mnie, bo samotnie siedzę na środku polany… A harce nie wyglądają na żerowanie… Jest w nich czysta radość z własnego potencjału… I wzruszam się… I prowadzę bezgłośny monolog pełen zachwytu dla niej oraz i innych pozytywnych emocji. Trwa to wszystko długo, kilka minut… W końcu przedstawienie kończy się, a ja zabieram się do przerwanej lektury.

Turkusowo-szmaragdowa polana to cudowne miejsce do czytania, choć w związku z zatrzęsieniem ptaków nad głową nie tylko ubranie jest zagrożone, ale też i książka czasem doznaje uszczerbku na swojej czystości…

„Połknęłam” tu już debiutancką powieść Olgi Tokarczuk „Podróż ludzi Księgi”. Nie wiem swoją drogą, jakim cudem mi jakoś do tej pory umykała. Staram się na bieżąco czytać wszystkie książki tej autorki. Przeczytałam też znakomitą „Złodziejkę książek” Markusa Zusaka, który już we wrześniu będzie bohaterem spotkania bardzo cool(turalnego). Ciekawa, wyrazista, oryginalna narracja. Przejmujący obraz początków faszyzmu, tego, co czyni w ludzkich głowach i do jakich skutków doprowadza.

Wiewióreczka przerwała mi lekturę już trzeciej książki – „Zauroczenia” Donny Leon. Jest to nie najgorszy kryminał, którego akcja toczy się w Wenecji i zapewne dlatego sięgnęłam po tę książkę. W Wenecji byłam trzykrotnie, dawno temu, kompletnie nią zauroczona. Wiem, że turyści jej szkodzą i z tego powodu zapewne nigdy już jej nie zobaczę. Z tym większą przyjemnością uruchomiłam wyobraźnię, by razem z bohaterami kryminału – Flavią Petrelli i komisarzem Brunettim – poprzechadzać się jeszcze raz jej pełnymi bajkowego uroku uliczkami, usłyszeć chlupotanie wody w kanałach, zagubić w tajemniczych zaułkach.

Z tego totalnego zagubienia właśnie wyrwało mnie poczucie, że ktoś na mnie patrzy! I rzeczywiście – pół metra ode mnie, wśród stokrotek siedziała wiewiórka. Czarne oczka lustrowały mnie od stóp do głów. Stanęła nawet słupka skoncentrowana na mnie – „jestem, podobam ci się? możemy się zaprzyjaźnić?”. A ja … dałam plamę! Zgłupiałam! Znieruchomiałam! Straciłam mowę! Zwierzątko głęboko rozczarowane moim ogłupieniem, znudzone brakiem reakcji w końcu się oddaliło… A ja… trochę rozbawiona, trochę rozczarowana własnym brakiem refleksu powróciłam do zgłębiania zagadki – kto zagraża życiu śpiewaczki operowej Flavii Petrelli.

Leave a Reply