MOI KOLEDZY GITOWCY

Wspomniałam w poprzednim tekście „Czasami pojawia się furia…” swoich przerośniętych kolegów z podstawówki…  Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych tworzyli subkulturę gitowców. Mnie bliżej było do hippisów… Ale kiedy późnym popołudniem po dodatkowym angielskim, który i tak nie uczynił ze mnie poliglotki,  albo wczesnym wieczorem po seansie kinowym, z rozpuszczonymi, długimi, napuszonymi włosami próbowałam dostać się do domu, a na mojej drodze stała banda w szwedkach (typ ortalionowej kurtki), to co prawda nie mogłam liczyć na radosne: „dzień dobry!” ani nawet – „cześć!”, ale zawsze ratowało mnie ciche: „nie rusz!”, „zostaw!”. I to był przejaw lojalności moich kolegów z klasy – na Ochocie mogłam czuć się bezpieczna.

Bycie git-człowiekiem zobowiązywało. Honor nie pozwalał dręczyć na ulicy koleżanki z klasy, nawet – byłej. Sądzę, że nie pozwoliłby także na kopanie obcych bezbronnych kobiet.

Myślę o obecnych kibolach, szalikowcach, narodowcach… Nie znam zupełnie tych środowisk… Pozornie mają wiele wspólnego z tamtymi git-ludźmi… Ale czy mają jakiś kodeks honorowy… Skoro wolno im bić kobiety… Skoro posługują się niemieckim pozdrowieniem… Ich stan mentalny wynika z naszych społecznych zaniechań.

Dlaczego tak niewiele robimy jako społeczeństwo, by dać dzieciom z tych narodowo-kibolskich i innych, zaniedbanych kulturowo, środowisk jakieś minimum wiedzy historycznej, etycznej, kultury itp. itd… Żeby przerwać tę dramatyczną degrengoladę społeczną… Co robią szkoły, oprócz tego, że przygotowują do testów… Świetlice środowiskowe… Może ktoś powinien zorganizować jakieś sensowne, tematyczne, na wysokim poziomie merytorycznym, prowadzone przez świetnych profesjonalistów, ale jednocześnie z jakąś zupą – lato w mieście albo darmowe kolonie….

Czy szkoły publiczne organizują koncerty muzyki klasycznej, w tym – polskiej? Czy wszystkie polskie dzieci mają dostateczny kontakt z polską literaturą? Patrząc na hasła niesione przez narodowców, na ich zachowanie – szczerze wątpię. Najłatwiej jest potępiać i gardzić. Warto by jednak coś sensownego zrobić.

Mam wrażenie, że w biednym PRLu dzieci z trudnych środowisk były lepiej zaopiekowane i więcej było dorosłych, którym zależało, by tym dzieciom naprawdę pomóc.

Leave a Reply