KARKONOSKIE IMPRESJE

Chybotek chybotał się pod ludzkimi nogami. Jak sto lat temu, jak tysiąc… Wbrew siłom grawitacji. Zapewne za sprawą ducha Karkonosza. Bo jakby inaczej… Trzy alpaki składały pokłon przed Grobem Karkonosza, bo zrezygnowany i rozczarowany kondycją umysłową ludzi postanowił umrzeć i umiera po dziś dzień w miejscu z najpiękniejszym widokiem na ukochane góry. Nie chce patrzeć na wycinkę lasów, śmieci wyrzucane gdzie bądź, brzydotę i bezmyślność ludzkich poczynań, wynikających z zachłanności. Grób ducha brzmi oksymoronicznie, ale co zrobić, taka jest prawda – duch umiera, nie chcąc patrzeć na dzieło człowieka, zwrócony w stronę malowniczych szczytów. Trzy alpaki o rzewnym spojrzeniu pokłoniły się więc grobowi ducha, pokłoniły się także Złotemu Widokowi. Bo zapiera dech w piersiach swoją boskością i na to zasłużył. Dały się pogłaskać, pozowały do zdjęć, by dostojnie oddalić się w swoją stronę.

Stanęliśmy przed bramą domu rzeźbiarza, gdzie po prawicy anioł, po lewicy – diabeł, przed ogrodzeniem – sówki, a za ogrodzeniem – magia plenerowej sztuki. Przede wszystkim – koziołki. A centralnie – profile kobiety i mężczyzny w pocałunku. Szum wodospadu wzmacniał uczucie euforii towarzyszącej morsowaniu. Rozpryskujące się kropelki strumienia łączyły się z kroplami deszczu.

A ledwie dwieście metrów wyżej, w Jakuszycach, które w tym roku są naszą krainą Królowej Śniegu, choć daleko im do Kotliny Izerskiej – dwa małe misie z babcią, ciągnąc bezużyteczne w tym śnieżnym nadmiarze saneczki, brną po zaspach, zapadając się po kolana lub po pas w dziewiczej, oślepiającej, pozbawionej jakichkolwiek śladów bieli. Choć nie do końca – napotkaliśmy jednak świeże ślady zająca! A za nimi objawił się nasz znajomy bałwan, przy którym pracowaliśmy dwa dni wcześniej, którego teraz musieliśmy pracowicie odśnieżyć, bo całkiem stracił kształty, kontury, ręce, oczy, uszy, nos i usta. A jego korpus – największa dolna kula – bezpowrotnie został zasypany świeżą warstwą puchu. I jak to jest, że dwieście – nie dwa tysiące!!! – metrów różnicy wysokości nad poziomem morza wystarczy, żeby z wiosny wrócić do modelowej, śnieżnej i mroźnej zimy, której przecież wszędzie deficyt. To też wygląda na sprawkę Karkonosza…

Karkonosz najwyraźniej sprzyja narciarzom biegowym. Trasy ochrania chmurami, dmucha mrozem, by śnieg się nie rozpuścił. Dzięki temu dwa małe misie, a także ich rodzice, babcia i dziadek mogą cieszyć się nartami, choć w całej Polsce rekordy ciepła. A potem bawią się w śnieżne pantery, kopią jamy w głębokim śniegu i wtajemniczają zdumionego bałwanka w arkana polowań na… antylopy… I jeszcze – uroki wawrzynka wilczełyko… I sarenki… I wiewiórki… I walońskie tajemnice… I skarby, minerały, huty szkła, piękne wyroby – kamienne i szklane… I nadmiar boskich pejzaży wokół. A także boskich ludzi. Takich jak Ewa – instruktorka jazdy na nartach, nauczycielka maluchów…

I jej zachwycająca papuga Kakadu alba o imieniu Kokosz, skubiąca świerkowe szyszki…

Karkonosz jest dobrym i mocnym duchem gór. To, że czasami wpada w furię i wyrywa drzewa z korzeniami, zrywa dachy lub popada w stany depresyjne, wcale mnie nie dziwi. My, ludzie, dajemy mu do tego wiele powodów.

Teraz przede wszystkim dziękujemy mu, że tak się o nas zatroszczył i zapewnił nam zupełnie magiczne i bardzo zimowe ferie.

Leave a Reply