DZIECIĄTKO

Przyszło na świat. Całkiem niedawno.

Myślimy, kim będzie… Jaka jego droga… Jaka misja do wypełnienia…

Potem obserwujemy, czy ciągnie ją/jego bardziej do liter, czy bardziej – do liczb. Czy lubi słuchać bajek, czy woli ruch na świeżym powietrzu… Próbujemy pokazywać różne atrakcje, różne radości… Staramy się, żeby zachowała/zachował równowagę między różnorodnymi aktywnościami i rozwijała/rozwijał się harmonijnie pod względem emocjonalnym, intelektualnym i fizycznym. I podążamy za nią/za nim, chcąc poznać lepiej, zrozumieć potrzeby, ułatwić wybory…

Ale – na Boga! – nie wybierajmy za nią/za niego. Nie zmuszajmy – podobno dla jej/jego dobra – do wybrania naszej wymarzonej drogi!!!

Niech nam się nie wydaje, że – doświadczeni przez życie – wiemy lepiej!!!

Bo nie wiemy.

Trochę więcej pokory przed Sensem, którego do końca nie znamy, który nie jest w całości przed nami odkryty.

Jakże często „władcy dzieciątka” – dorośli mają tę niezachwianą pewność, że powinno ono zostać prawnikiem lub bankierem… Albo kontynuować tradycję rodzinną – lekarską, farmaceutyczną, biznesową. Bez względu na pragnienia. Bez względu na imperatyw wewnętrzny, misję, którą czuje. Czy uda mu się uciec przed naciskami otoczenia? Przed oczekiwaniami najbliższych, najważniejszych dla siebie osób? Przed tymi, którzy – we własnym ograniczeniu – sądzą, iż wiedzą lepiej? Chcą rozsądniej i bezpieczniej? Żeby nie powiedzieć – w jedynie słuszny sposób. Zamiast z szacunkiem i ciekawością obserwować rozwój, przycinają Dzieciątko do wykreowanych przez siebie szablonów, zabierają mu radość samorozwoju, radość życia. Wpędzają najpierw w nudne obowiązki z przymusu, a potem – w depresję, która wysysa cały potencjał, niszczy dynamikę życia… Pozbawia poczucia misji, poczucia sensu i smaku istnienia, wpędza w chorobę.

Czasami próbują też w swoje szabloniki przycinać innych dorosłych.

Przy świątecznym stole zdarzyło mi się usłyszeć, że co prawda świetnie, że mam na sobie krótką sukienkę, w przeciwieństwie do tamtej długiej i falbaniastej (co za pomysł, żeby coś takiego założyć!), w której widziano mnie ostatnio, ale fatalnie, że nie farbuję sobie włosów, bo przecież chyba nie zamierzam się tak jawnie starzeć, jak Krystyna Janda…

Ufff! Jakże trudno Maleńkiemu taką presję wytrzymać, skoro dorosły często traci rezon.

W dzisiejszej „Gazecie Wyborczej” – artykuł Elżbiety Manthey „Nie psujmy im dzieciństwa”!

Cytat z niego: ”Dziecko rodzi się jako najlepsza wersja siebie. Ale ta wersja karleje w procesie wychowania”. Gorąco polecam wszystkim nauczycielom, rodzicom i dziadkom! Nie produkujmy karłów! Nawet – jeśli zostaną, niezgodnie ze swoimi pragnieniami – prawnikami, bankierami, lekarzami, ludźmi biznesu… Szukającymi rozpaczliwie sensu i radości życia w kupowaniu różnych gadżetów, które „wszyscy mają”, lub – na kanapce u terapeuty.

Leave a Reply